sobota, 28 marca 2009

Skazany na Pilsko

Z uwagi na tatrzańską niepogodę (zagrożenie lawinowe) n-ty już raz w tym sezonie odwiedziliśmy Pilsko. Wydawać by się mogło, że nudno i nieciekawie. Tymczasem nic bardziej mylnego; okazuje się, że Pilsko za każdym razem potrafi zaskoczyć czymś nowym, a my za każdym razem potrafimy zjechać w nieznane, gubiąc się po raz kolejny... ;)  W sobotę Pilsko zaoferowało mleko i wichurę na szczycie, niezły, przewiany śnieg przy zjeździe z kopuły i ostrą walkę w wodnej papce poniżej. Oto krótka relacja:

Podejście z Hali jeszcze jako tako...




...ale na szczycie Patagonia; wiatr, dookoła mleko, błędnik szaleje...



Dla rozruchu i poprawy nastroju Kwaśny dosiada śnieżnego wielbłąda...


...po czym zabieramy się za zjazd



...przy zjeździe w początkowej fazie warunki śniegowe niezłe...




...czym niżej tym mgiełka się przewiewa, za to trudniej zjazdowo...



...aż do ekstremalnego brnięcia w mokrym pod koniec



W końcówce zjazdu przez las jeszcze tylko kilka efektownych gleb...


...i już można się napić zasłużonej herbatki na biwaku...



...po którym raz jeszcze pędzimy na ośnieżony szczyt w poszukiwaniu nowej linii zjazdu...


udział wzięli: M&M czyli...

Marcin

...i Maciej

Pzdr :)

sobota, 21 marca 2009

Pilsko - alternatywa dla lawinowych Tatr...

Opady śniegu, niesprzyjająca aura i IV stopień zagrożenia lawinowego całkowicie sparaliżowały możliwość działania w Tatrach. Schronisko w Pięciu Stawach odcięte od świata. Kolega Miro akurat na dyżurze w Piątce; ten to ma szczęście. Siedzę w mieście i marzę, żeby być w zasypanych Stawach; zasięgu telefonicznego nie ma, drogi nieprzetarte. Wielkie Sprawy z nizin nabierają innego formatu i z górskiej perspektywy nie przysłaniają już całego horyzontu...
Na pocieszenie i aby poczuć klimat tego świeżego śniegu, który odciął naszych znajomych gdzieś daleko w Tatrach jedziemy z Mareckim postraszyć na Pilsku. Trochę foczymy, trochę zjeżdżamy; obaj uczymy się dopiero narciarskiego rzemiosła. Śniegu mnóstwo, właściwie w każdym mejscu można zjeżdżać. Z powodu moich problemów z fokami (Montany kupowane "z metra" nie trzymają już tak jak powinny...) rozpoczynamy zjazd z przedwierzchołka zbaczając we mgle za bardzo w prawo przez co wbijamy się w jakiś niesamowicie stromy las, zjazd którym jest dość emocjonujący. Na szczęście miękki śnieg w dużej ilości wybacza błędy i pięknie amortyzuje wszystkie upadki... W końcu po dotarciu na Szczawiny przesiadamy się z fok (które i tak już odmówiły współpracy) na GAT-owską infrastrukturę, z której korzystamy skwapliwie aż do wieczora, zjeżdżając lasami obok wyciągów oraz oficjalnie zamkniętą czarną trasą z Miziowej, czyli uprawiając klasyczny "skialpinizm przywyciągowy" ;)

kilka poglądowych fotografii:

Marek, zgłodniały śniegu toruje z użmiechem na twarzy




ja próbuję za nim nadążyć, co biorąc pod uwagę fakt, że Marecki startuje w 100km ultramaratonach i "od strzału" zalicza kolejne "zwykłe" maratony, nie jest wcale takie proste...


na szczęście głęboki śnieg wyrównuje trochę nasze szanse...



przy zjeździe sytuacja się trochę zmienia; jestem w tym sezonie lepiej rozjeżdżony od Marka i walka ze stromym i świeżym męczy mnie trochę mniej ;)


hmmm, stary - jesteś pewny, że to tu właśnie mamy zjeżdżać?


jasne, dawaj, dawaj :)
No to jadę...



nawet dwudziesta druga gleba ne jest w stanie zepsuć Markowi humoru


Na zakończenie chciałbym dla uczciwości przekazu dodać, że ja upadałem równie często. Ale to ja miałem aparat, he, he :)))

niedziela, 15 marca 2009

Żarska Dolina - w wietrze i mgle

Pomimo kiepskiej pogody zdecydowaliśmy się pojechać. Na parkingu u wylotu Żarskiej nic jeszcze nie zapowiadało pogodowej katastrofy jaka miała dopiero nastąpić. W tej Dolinie jestem pierwszy raz. Pierwszy spacer Żarską, pierwsze widoczne jeszcze jako tako panoramy, pierwsza herbata w Żarskiej Chacie.
Wyżej już tylko gorzej; mgła, padający śnieg, przeraźliwy wiatr i duże zagrożenie lawinowe. Chcemy dojść chociaż na Smutną Przełęcz (1963m n.p.m.) ale ostatecznie zawracamy jakieś 100m pod przełęczą. Zjeżdżamy po własnych śladach i w takich sobie minorowych nastrojach docieramy na parking. Decyzja o wycofie nawet z dzisiejszej (a może zwłaszcza z dzisiejszej) perspektywy wydaje mi się bardzo słuszna. Dość powiedzieć, że zaledwie kilka dni później Żarską zeszła potężna lawina, uszkadzając Żarską Chatę i zyskując miano "lawiny 100-lecia"...

krótka fotorelacja:

na parkingu husaria jeszcze w bojowych nastrojach...


brniemy Żarską łudząc się, że może jednak się przejaśni...


...wreszcie docieramy do schroniska Żarska Chata...


...powyżej którego pogoda jest już kompletnie do d...y. Na zdjęciu Magda i Kwaśny...


atak szczytowy załamuje się jakieś 100m pod przełęczą Smutne Sedlo...


nic tu po nas; czas zjeżdżać


widoczność taka, że dokonuję trudnej sztuki wywalenia się "szczupakiem" o pojedyńczy krzew kosówki
zamiast pomocnej dłoni otrzymuję ryk śmiechu; ot i przyjaciele...


...jakoś się jednak zbieram ;)


niżej już lepiej; nie wieje tak i nawet coś widać; Kwaśny kręci aż miło...


...ja też próbuję ale nie wiedzieć czemu kompletnie mi nie wychodzi...


...bo (jak się później okazało), oprócz faktu że jestem cienias...


...uszkodziłem jedną nartę podczas sławetnej "gleby z pojedyńczej kosówki" (uffffff, a już myślałem, że jestem tak cienki, że nie potrafię zjeżdżać nawet pługiem).
Niewątpliwym aspektem edukacyjnym tury w Żarskiej jest przekonanie, że czasem może jednak warto odpuścić...
No i jest jeszcze druga zaleta: obligatoryjna inwestycja w nowe narty! :)