Z uwagi na tatrzańską niepogodę (zagrożenie lawinowe) n-ty już raz w tym sezonie odwiedziliśmy Pilsko. Wydawać by się mogło, że nudno i nieciekawie. Tymczasem nic bardziej mylnego; okazuje się, że Pilsko za każdym razem potrafi zaskoczyć czymś nowym, a my za każdym razem potrafimy zjechać w nieznane, gubiąc się po raz kolejny... ;) W sobotę Pilsko zaoferowało mleko i wichurę na szczycie, niezły, przewiany śnieg przy zjeździe z kopuły i ostrą walkę w wodnej papce poniżej. Oto krótka relacja:
Podejście z Hali jeszcze jako tako...
...ale na szczycie Patagonia; wiatr, dookoła mleko, błędnik szaleje...
Dla rozruchu i poprawy nastroju Kwaśny dosiada śnieżnego wielbłąda...
...po czym zabieramy się za zjazd
...przy zjeździe w początkowej fazie warunki śniegowe niezłe...
...czym niżej tym mgiełka się przewiewa, za to trudniej zjazdowo...
...aż do ekstremalnego brnięcia w mokrym pod koniec
W końcówce zjazdu przez las jeszcze tylko kilka efektownych gleb...
...i już można się napić zasłużonej herbatki na biwaku...
...po którym raz jeszcze pędzimy na ośnieżony szczyt w poszukiwaniu nowej linii zjazdu...
udział wzięli: M&M czyli...
Marcin
...i Maciej
Pzdr :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz