Najpierw trzeba się jakoś zapakować...
Po zapakowaniu całego majdanu na plecy jazda przez Dolinę Kieżmarską to ostra walka
Ilość szpeju zmusza do częstych restów
na szczęście śnieg uniemożliwia czasem jazdę...
wreszcie dojeżdżamy do Zielonego Plesa
Szybkie śniadanie; omlet z dżemem (2,30€) i kawa (1,60€) skutecznie stawiają nas na nogi. Po zmianie obuwia i przypięciu rowerów do płota startujemy
Podejście pod próg Dolinki Dzikiej
Forsowanie progu nartami i w narciarskich butach nie należy do najprzyjemniejszych. Jeszcze nam się nie śni, że za parę godzin będziemy zmuszeni iść tędy w dół…
…i znów walka z ekspozycją
Docieramy wreszcie do Dolinki Dzikiej (Veľká Zmrzlá dolina)
Nad naszymi głowami co chwilę przewalają się chmury, dzięki czemu widoczność mamy co kilkanaście minut… Wzdłuż żlebu z Baraniego Sedla wiszą bardzo gustowne lodziki, odpadając co jakiś czas i skutecznie nas strasząc
Kwaśny w środkowej części żlebu
Chowamy termosy, dojadamy batoniki, przychodzi mgła. Ooooocho, trzeba zjeżdżać…
Wyjeżdżając ze żlebu, wyjeżdżamy z mgły. Szerokie i dziewicze pola śnieżne Dolinki Dzikiej dają możliwość superowego narciarskiego relaksu…
Dojeżdżamy do progu Dol. Dzikiej, którego to pokonanie okazało się kluczową trudnością tego dnia
Trasa zjazdu prowadzi wąskim żlebem zwanym „flaszką” (chyba?); trudności polegały na tym, że śniegu w żlebie już niewiele, jest wąsko, kamieniście i co jakiś czas żleb jest poprzecinany szczelinami którymi leje się woda. Dojechać da się do wodospadu; przy nim jest już wytopione na kilka metrów. Śnieg poniżej wodospadu jest z kolei podmyty przez potok (który płynie żlebem pod śniegiem) i raczej nie mamy psychy aby go obciążać… Podchodząc liczyliśmy na to, że obejdziemy jakoś szczelinę przy wodospadzie i niżej zjedziemy dalej. Na miejscu okazało się to jednak niewykonalne. Skończyło się odpięciem nart i żywcowaniem w trójkowych trawach i kruszyźnie w stronę skalnej grzędy, którą idzie szlak z łańcuchami… Ten fragment dnia trochę nas złomotał psychicznie ;)
Kwaśny przy wjeździe do „flaszki”
W żlebie
…dalej już chyba nie pojedziemy…
Trawersujemy grzędą do łańcuchów
Zejście po mokrej skale i łańcuchach (całe szczęście, że są!) z nartami, plecakami i w narciarskich butach to niezła przygoda ;)
Po zejściu grzędą zakładamy narty i w 15 minut jesteśmy przy Zielonym Plesie. Po batoniku i wskakujemy na rowery. Jakość poniższego zdjęcia najlepiej obrazuje stan naszych kończyn i kamienistość zjazdu…
Po 48 minutach dojeżdżamy do parkingu Biela Voda (5,31€) osiągając chwilami niezłą prędkość…
Na parkingu przez 10 min łapiemy oddech, pakujemy graty do auta i zaraz potem zaczyna padać deszcz. No tak, jak fart to fart ;)
Krajobraz po bitwie…
Tym razem było to chyba naprawdę zakończenie sezonu bo dla równowagi psychicznej jadę nad morze, a po 15 czerwca śniegu już chyba nigdzie nie będzie. Chociaż, kto wie?
Pozdrowionka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz