Dawno już snuł się w mojej głowie plan niespiesznego, tatrzańskiego wędrowania na nartach. Z doliny w dolinę, od schroniska do schroniska. Najlepiej w dobrym towarzystwie. No i w końcu, jak to mówią, marzenia się spełniają. Tylko trzeba im trochę pomóc...
Przygodę rozpoczynamy z Krisem późnoniedzielnym spacerem do Pięciu Stawów. Który to już raz idę nocą Roztoką? Który to już raz zapiera dech rozgwieżdżone niebo na wyjściu z lasu pod progiem Piątki? Czasem zastanawiam się czy będzie mi dane pokonać kiedyś to podejście w ciągu dnia... W schronie litr mineralnej, fasolka i browarek zaserwowane przez czekającego na nas Jędrka.
Rankiem ruszamy; najpierw trzeci raz tej zimy spacer na Gładką, później fenomenalny zjazd aż do Tomanowej, którą docieramy na Tomanową Przełęcz. Zjazd na Ornak i już można zamoczyć dziuba w świeżutkiej piance ;) Dzień kolejny to dojście do Chochołowskiej, z której kolejnego dnia robimy, jak to mówią ślązacy, jeszcze "małą szlajfę" dookoła Chochołowskiej - Grześ, Rakoń i powrót Jarząbczą.
Krótka fotorelacja:
pierwsze podejście - Gładka Przełęcz
Zjazd Wierchcichą i Cichą w rewelacyjnym śniegu to sama przyjemność
Krzychu tnie szusem
Dłuuuugi zjazd w stronę Tomanowej Liptowskiej
Chyba trochę wiało…
…i trochę powyjeżdżało…
Duża lawina, która dojechała aż do szlaku w Cichej z Pośredniego Goryczkowego
Krótki odpoczynek w szałasie…
…i już zasuwamy Tomanową Liptowską
Idealna pogoda do wędrowania
Niektóre trawersy w popołudniowej zupie bardzo psychiczne i ogólnie niefajne
Wreszcie uśmiechnięte buzie – z Tomanowej Przłęczy już tylko zjazd.
Kiepskie warunki śniegowe w zjeżdzie znakomicie wyrównują browarki na Ornaku oraz wieczorna wizyta kolegi Bartka, który jak przystało na zawodowego przewodnika tatrzańskiego zjawia się z flaszeczką i głową pełną opowieści, dzięki którym zasypiamy w opciowo-pyszniańskim nastroju…
Ranek wita nas piękną pogodą i Błyszczem, przyciągającym jak magnes
Mozolne podejście
w stronę Pysznej
Raj utracony
Podejście pod Siwy Zwornik
Końcówka stromej grani już w rakach
Schodzimy granią na Siwą Przełęcz…
Gdzie wreszcie delektujemy się zasłużonym odpoczynkiem i Krisowym ciachem
Przed nami przepiękny zjazd Doliną Starorobociańską
Wspaniały, firnowaty śnieg…
…piękna, długa dolina…
…i ciepłe, słoneczne popołudnie na długo pozostaną w mojej pamięci ;)
Zasłużony odpoczynek w Chochołowskie
Długość cieni wprost proporcjonalna do naszego zmęczenia i radochy po udanym dniu
W schronie seria zasłużonych browarków i długie rozmowy w noc. Bartek musi wracać do roboty ale po Jędrkowym: „A wiesz jak górale godajom? Ja sie roboty nie bojem. Ja się przy kurwie legne!” oraz po Krisowym przytoczeniu przykazań Kołakowskiego (Po pierwsze: Przyjaciele. Po drugie: nie chciej zbyt wiele.) decyduje się zostać i wracać rano. He, he :)
Rankiem na deser decydujemy się na rozruchowego klasyka Chochołowskiej – czyli Grześ i Rakoń – poszerzonego o fajowy zjazd Doliną Jarząbczą
Na Grzesia wjeżdżamy na plecach Jędrusia…
…ale dalej niestety musimy już sami
Jeszcze piękny zjazd z Rakonia w dobrym śniegu…
Trawersik do Jarząbczej
Kilka dylematów z wyborem linii zjazdu
I za chwilę już na dole w Jarząbczej.
Wszystko co dobre kończy się zbyt szybko jak wiadomo. W głowach jednak dziesiątki nowych planów i szlaków do przejścia – być może jeszcze tego sezonu! Świetnym pomysłem wydają się być organizowane przez Jędrka – już oficjalnie jako instruktora lawinowego TOPR – przejścia tatrzańskie w podobnym do naszego stylu, połączone jednak z praktycznym kursem lawinowym. Może się skuszę na coś podobnego ale już w Tatrach Wysokich ;)
Na parkingu przed toprem jeszcze fajna naklejka na przedniej szybie. He, he, he…
Pzdr!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz