Poniżej kilka fotek:
niedziela, 26 kwietnia 2009
Zawrat-Gładka-Dolina Pięciu Stawów-Roztoka
Korzystając z wynegocjowanej z rodzinami tatrzańskiej niedzieli wybraliśmy się z kolegą Bez-nart-nym Marcinem na wycieczkę. Turę Kuźnice-Hala Gąsienicowa-Zawrat-Dolinka pod Kołem-Gładka Przełęcz-Dolina Pięciu Stawów-Roztoka zrobiliśmy niespiesznie w czasie 12h20min. Biorąc pod uwagę fakt, że dzień wcześniej chłopaki na Maliniaku robili podobnej długości turę w 1h57min doszedłem do wniosku, że jestem chyba trochę bardzo retro... Nawet biorąc pod uwagę fakt, że Bez-nart-ny Marcin szedł bez nart zapadając się od czasu do czasu po pas...
Poniżej kilka fotek:
Poniżej kilka fotek:
niedziela, 19 kwietnia 2009
Skrajem Skrajnej i na "dupie" z Karbu
W niedzielę wybraliśmy się z forumowym Lochnessem oraz kolegą Bez-nart-nym Marcinem na lanserską turę Kaspruś-Skrajna-Karb; pogoda cudna, a że warunki kiepskie to głównie pstrykaliśmy zdjęcia i opalali się topless... Poniżej krótka (?) foto-relacja:
Na początku trzeba wybrać cel...
...później trzeba się przebić przez trawy i zioła...
...aż wreszcie dochodzi się do Skrajnej. Ufffff!
Tutaj spotykamy Kampressa i paru innych kolegów z forum skiturowego co dodaje nam otuchy i skutecznie motywuje do zjazdu
Nie wiedzieć czemu ja mam zjeżdżać pierwszy... Hmmmm....
zjazd Skrajną to balansowanie na granicy światła i cienia...
Jako drugi startuje Lochness...
Na końcu Bez-nart-ny Marcin rozpoczyna przygodę ze ski alpinizmem pięknym dupozjazdem
Po zjechaniu Skrajnej pędzimy w stronę Karbu "chytając po drodze trochę słońca"
Na Karbie śniegu już ledwo-ledwo. 14 dni wcześniej śniegu było o około 1,5m więcej...
Zjazd z Karbu to igranie z wypadkiem. Tylko patrzeć jak całe to zbocze zwali się jedną wielką lawiną gruntową
Hmmm, jechać czy nie jechać...?
...jasne, że jechać!
Na szczęście TOPR czuwa ;)
Jakoś udaje nam się zjechać; my narciarsko zjeżdżamy z problemami, a tymczasem Bez-nart-ny Marcin znacznie poprawił technikę dupozjazdu i przegania nas z radosnymi okrzykami...
Po zjechaniu Karbu banany na twarzach (że jeszcze żyjemy) i czym prędzej pędzimy...
...polansować się do Murowańca na zasłużoną Colę (chłopaki po browarku)
Na koniec Bez-nart-ny Marcin schodzi Jaworzynką, Lochness wchodzi focznie na Kasprowy, a ja cieniarsko wjeżdżam gąsienicowym krzesłem by po chwili śmigać razem już z Lochnessem Goryczkową w stronę zachodzącego słońca do Kuźnic...
Na początku trzeba wybrać cel...
...później trzeba się przebić przez trawy i zioła...
...aż wreszcie dochodzi się do Skrajnej. Ufffff!
Tutaj spotykamy Kampressa i paru innych kolegów z forum skiturowego co dodaje nam otuchy i skutecznie motywuje do zjazdu
Nie wiedzieć czemu ja mam zjeżdżać pierwszy... Hmmmm....
zjazd Skrajną to balansowanie na granicy światła i cienia...
Jako drugi startuje Lochness...
Na końcu Bez-nart-ny Marcin rozpoczyna przygodę ze ski alpinizmem pięknym dupozjazdem
Po zjechaniu Skrajnej pędzimy w stronę Karbu "chytając po drodze trochę słońca"
Na Karbie śniegu już ledwo-ledwo. 14 dni wcześniej śniegu było o około 1,5m więcej...
Hmmm, jechać czy nie jechać...?
...jasne, że jechać!
Jakoś udaje nam się zjechać; my narciarsko zjeżdżamy z problemami, a tymczasem Bez-nart-ny Marcin znacznie poprawił technikę dupozjazdu i przegania nas z radosnymi okrzykami...
Po zjechaniu Karbu banany na twarzach (że jeszcze żyjemy) i czym prędzej pędzimy...
...polansować się do Murowańca na zasłużoną Colę (chłopaki po browarku)
Na koniec Bez-nart-ny Marcin schodzi Jaworzynką, Lochness wchodzi focznie na Kasprowy, a ja cieniarsko wjeżdżam gąsienicowym krzesłem by po chwili śmigać razem już z Lochnessem Goryczkową w stronę zachodzącego słońca do Kuźnic...
niedziela, 5 kwietnia 2009
Świnicka i Karb czyli skiturowa klasyka rock(u)
Pomimo przeróżnych niesprzyjających okoliczności (1 kwietnia komuś spodobał się mój sprzęt, a nie spodobała się szyba w samochodzie - ja wam dam złodziejaszki!!!) udało się spędzić bardzo miłą tatrzańską niedzielę; oto krótka relacja:
Start o 4.40 poszedł rutynowo i bez przygód meldujemy się o 7.00 w Kuźnicach. 45min spacerek na rozgrzewkę na Goryczkową i wyciągiem wyciągamy się na Kasprowego. Przysposabiamy się wysokogórsko i pędzimy granią w stronę Świnicy.
Po drodze wchodzę na Pośredni (Marcin trawersuje dołem, no bo przecież jeszcze się najeździ…),
szybki zjazd i już jesteśmy razem na Świnickiej Przełęczy. W planie mamy zjazd żlebem z przełęczy do Zielonego Stawu ale przełęcz zamknięta jest nawisem oddzielającym nas od żlebu. Hmmmm, trzeba będzie skakać z nawisu… Miała być przygoda to i jest. Marcin pierwszy (no bo starszy i doświadczenie życiowe ma pokaźniejsze) całkiem sprawnie pokonuje nawis i robi pierwsze szusy po całkiem stromej górnej części żlebu.
Teraz ja, spięty jak agrafka podchodzę do nawisu, szybki skok, trzy energiczne wygięcia całkiem przecież sporego ciała i już jestem obok pana M. Śnieg w żlebie twardy jak beton bo jak mówili spotkani taternicy ponoć rankiem wyjechała lawina i wszystko miękkie wywiozła. Faktycznie po kilku chwilach wjeżdżamy w całkiem spore lawinisko.
Dwa łyki herbaty z termosu i zasuwamy przez śnieżne pola w stronę Kościelca i przełęczy Karb.
Po drodze Marcin zafascynowany zjazdem ze Świnickiej wymyśla, że idziemy na Kościelec. Dochodzimy do połowy ściany; ja wymiękam bo jestem cienki Bolek, M idzie dalej... Dochodzi trochę poniżej szczytu i za moment zjeżdżamy północną ścianą (wzdłuż szlaku) na Karb.
Udział wzięli M&M czyli
Marcin (Kwaśny)...
i Maciej (Peregrin)
Start o 4.40 poszedł rutynowo i bez przygód meldujemy się o 7.00 w Kuźnicach. 45min spacerek na rozgrzewkę na Goryczkową i wyciągiem wyciągamy się na Kasprowego. Przysposabiamy się wysokogórsko i pędzimy granią w stronę Świnicy.
Po drodze wchodzę na Pośredni (Marcin trawersuje dołem, no bo przecież jeszcze się najeździ…),
szybki zjazd i już jesteśmy razem na Świnickiej Przełęczy. W planie mamy zjazd żlebem z przełęczy do Zielonego Stawu ale przełęcz zamknięta jest nawisem oddzielającym nas od żlebu. Hmmmm, trzeba będzie skakać z nawisu… Miała być przygoda to i jest. Marcin pierwszy (no bo starszy i doświadczenie życiowe ma pokaźniejsze) całkiem sprawnie pokonuje nawis i robi pierwsze szusy po całkiem stromej górnej części żlebu.
Teraz ja, spięty jak agrafka podchodzę do nawisu, szybki skok, trzy energiczne wygięcia całkiem przecież sporego ciała i już jestem obok pana M. Śnieg w żlebie twardy jak beton bo jak mówili spotkani taternicy ponoć rankiem wyjechała lawina i wszystko miękkie wywiozła. Faktycznie po kilku chwilach wjeżdżamy w całkiem spore lawinisko.
Dwa łyki herbaty z termosu i zasuwamy przez śnieżne pola w stronę Kościelca i przełęczy Karb.
Tam urządzamy Gubałówkę; herbatka, opalanko, batonik, opalanko, herbatka, opalanko itd. Rozentuzjazmowani piękną pogodą podchodzimy raz jeszcze na północną Kościelca, co by zakosztować zjazdu już na lekko (plecaki zostały na Karbie). Szybki zjazd, dwie wywrotki, trochę zabawy i jesteśmy z powrotem na Karbie. W samą porę bo akurat od strony Liliowego dochodzą nasi znajomi. Herbatka i zabieramy się za realizację drugiego z celów naszego wyjazdu: zjazdu z Karbu na Czarny Staw. Marcin jak przystało na senior-managera jedzie pierwszy.
I dobrze bo wjeżdża na jakieś zalodzone pole lodowe i zalicza 50-metrowy zsuw. Ale, że jeździ z wszystkich znanych mi osób najlepiej na nartach – radzi sobie; jakimś ekwilibrystycznym ruchem hamuje i za chwilę jedzie już normalnie dalej. Tyle, że bardziej w lewo :)
Ja jadę od razu po lewej więc mam duuuuużo łatwiej.
Po kilku minutach jesteśmy na dole i z bananami na twarzach pędzimy do Murowańca. Szybka Cola, narty na plecy i biegusiem na Karczmisko. Tam zakładamy narty i zjeżdżamy nartostradą do Kuźnic. W domu melduję się o 23.30. Było fajnie
Udział wzięli M&M czyli
Marcin (Kwaśny)...
...który się trochę opalił
i Maciej (Peregrin)

Pzdr :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)