niedziela, 1 lutego 2009

Łabski, Wielki Szyszak i Kotły czyli karkonoska przygoda

Umówiłem się z chłopakami z Wrocławia na narciarską wyrypę na ich własnym podwórku - czyli w Karkonoszach. Pędzę zaspany autostradą by o świcie stawić się w miejscu zbiórki na Bielanach. Szybki przepak i pędzimy z Krzyśkiem "Letachem" i Wojtkiem  w stronę Szklarskiej Poręby. Karkonosze witają nas przepiękną zimą, wiatrem na grani i odsłaniającymi się co jakiś czas niezłymi panoramkami.
Jestem pierwszy raz w Karkonoszach na nartach. Kiedyś wędrowałem tu latem z plecakiem; pamiętam że samotnie w ciągu kilku dni byłem kilka razy na Śnieżce, Szrenicy, Łabskim. Wiał wiatr, padało, a ja miałem każdego ranka ochotę gdzieś wyjść. Zostało mi z tamtych czasów przekonanie, że Karkonosze to góry z magicznym klimatem; góry stare i tajemnicze. Góry, które zawsze były "gdzieś tam", daleko od dobrze znanych Beskidów czy swojskich Tatr. To uczucie towarzyszyło mi również podczas naszej narciarskiej tury. Chłonąłem atmosferę tych tajemniczych gór spotęgowaną piękną zimą i narciarską przygodą, podczas której przypomniałem sobie co to znaczy przeszywający do szpiku kości wiatr na grani Karkonoszy...

karkonoskie impresje:



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz