
Przyjaciel z Belgii przylatuje na dwa dni do nas; Nooooo - trzeba by gościowi z nizin prawdziwy śnieg pokazać - stwierdził Kwaśny. Nooooo - racja, racja - walimy na Kasprusia - wymyśliłem w nagłym przypływie inteligencji. No i pojechaliśmy. Miało być chodzenie na fokach ale po pierwszym zjeździe w puchu po pas - zgodnie uznaliśmy, że foki są dla wapniaków i mamy je głęboko gdzieś. 3 metry śniegu i od rana gęsto sypie. Takiej jazdy nie miałem jeszcze nigdy w życiu...
gotowi do akcji
poranne wjazdy krzesłem jeszcze przy niezłej widoczności podczas której odsłania się nam pozatrasowy raj
no to jaaaaaaazda!
yeah! yeah! yeah!
ups! każda gleba to kilkuminotowe szukanie nart i wygrzebywanie się ze śniegu
około południa zaczyna sypać tak bardzo, że czasem świat zmienia się w jedną wielką tabula rasa
dodatkowo jest bardzo zimno - ciało w dreszczach, a w nogach ogień; na szczęście na krzesełku można nogą dać ciut odetchnąć
pod koniec dnia jeździmy już miejscami w śniegu po pachy; w zagłębieniach terenu i w miejscach gdzie tworzą się zaspy ponawiewanego śniegu wywrotki kończą się zacementowaniem w śniegu i całkowitą bezradnością...
...z której uratować może tylko pomocna dłoń przyjaciela...
każdy zjazd to nowy wariant; Kwaśny szczególnie upodobał sobie zjeżdżanie gęstym lasem...
...co przy mojej i naszego gościa technice kończy się całkowitym i kompletnym zbułowaniem kończyn dolnych
Hey, Guys! Mięśnie mi się chyba zepsuły.... he, he ;)
Dzień którego długo nie zapomnę. Rekord pod względem ilości zjazdów z Kasprusia, rekord pod względem ilości śniegu, no i niestety rekord czasu powrotu - 5h z Zakopanego do Krakowa, no bo TIR-y się w Skomielnej śliznęły...
Cała Polska sparaliżowana, wszyscy klną na czym świat stoi, a my śmiejemy się do siebie jak wariaci ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz