piątek, 13 lutego 2009

Kasprowy w puchu po pas - czyli tatrzański "powder day" :)

Podobno 13 dzień miesiąca jest pechowy. A jeżeli dodatkowo wypada w piątek, to oj, oj niedobrze. Lepiej wogóle nie wychodzić z domu. Mądrości ludowe, w istocie swej być może nawet i słuszne, nie biorą jednak pod uwagę przypadków szczególnych, takich jak przykładowo narciarze wysokogórscy. Dla nas piątek 13 lutego okazał się spełnieniem naszych narciarskich marzeń. Po dziś dzień uśmiecham się na wspomnienie tego dnia, a piątek 13-go stał się synonimem "powder day" ;) A wszystko zaczęło się tak:
Przyjaciel z Belgii przylatuje na dwa dni do nas; Nooooo - trzeba by gościowi z nizin prawdziwy śnieg pokazać - stwierdził Kwaśny. Nooooo - racja, racja - walimy na Kasprusia - wymyśliłem w nagłym przypływie inteligencji. No i pojechaliśmy. Miało być chodzenie na fokach ale po pierwszym zjeździe w puchu po pas - zgodnie uznaliśmy, że foki są dla wapniaków i mamy je głęboko gdzieś. 3 metry śniegu i od rana gęsto sypie. Takiej jazdy nie miałem jeszcze nigdy w życiu...

gotowi do akcji


poranne wjazdy krzesłem jeszcze przy niezłej widoczności podczas której odsłania się nam pozatrasowy raj


no to jaaaaaaazda!


yeah! yeah! yeah!



ups! każda gleba to kilkuminotowe szukanie nart i wygrzebywanie się ze śniegu



około południa zaczyna sypać tak bardzo, że czasem świat zmienia się w jedną wielką tabula rasa



dodatkowo jest bardzo zimno - ciało w dreszczach, a w nogach ogień; na szczęście na krzesełku można nogą dać ciut odetchnąć


pod koniec dnia jeździmy już miejscami w śniegu po pachy; w zagłębieniach terenu i w miejscach gdzie tworzą się zaspy ponawiewanego śniegu wywrotki kończą się zacementowaniem w śniegu i całkowitą bezradnością...

 

...z której uratować może tylko pomocna dłoń przyjaciela...


każdy zjazd to nowy wariant; Kwaśny szczególnie upodobał sobie zjeżdżanie gęstym lasem...


...co przy mojej i naszego gościa technice kończy się całkowitym i kompletnym zbułowaniem kończyn dolnych


Hey, Guys!  Mięśnie mi się chyba zepsuły.... he, he ;)


Dzień którego długo nie zapomnę. Rekord pod względem ilości zjazdów z Kasprusia, rekord pod względem ilości śniegu, no i niestety rekord czasu powrotu - 5h z Zakopanego do Krakowa, no bo TIR-y się w Skomielnej śliznęły...
Cała Polska sparaliżowana, wszyscy klną na czym świat stoi, a my śmiejemy się do siebie jak wariaci ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz