poniedziałek, 16 listopada 2009

Kondratową po nocy - czyli przepis jak skręcić kolano

Po raz drugi od października spadł w tatrach śnieg. Razem z Kwaśnym i nadzieją polskiej architektury -Tomusiem wybraliśmy się na Kasprowy, by pokazać mu urok narciarstwa pozatrasowego. To jego pierwszy raz na nartach skiturowych. Tym razem niebo nam sprzyja; piękna pogoda, słońce, świeży śnieg i absolutnie żadnego narciarza! Sam tego nie rozumiem...
Jeździmy w dziewiczym śniegu w Kotle Gąsienicowym, trzykrotnie podchodząc na fokach na górę. Tomuś w tym czasie zjeżdża raz; no tak, freeride to nie to samo co jazda po boisku...
Ostatni zjazd musi być szczególny: decydujemy się podejść na Beskid. Kolejką wjechało kilkoro turystów; wychłynąwszy ze stacji kolejki stają zdziwieni piękną widocznością i pustką dookoła. Kilka pań z zagranicy podchodzi w adidaskach aż na Beskid, na którym siedzimy już z Kwasnym i popijamy herbatkę przed zjazdem. Panie patrzą dziwnie na nas i na nasze narty. Kiedy zaczynamy się dopinać do zjazdu, zdziwienie osiąga apogeum. "Sorry, czy będziecie tu gdzieś zjeżdżać?! Really?!!" - pytają panie po angielsku. Kwaśny tylko się uśmiecha. Szybkie spojrzenie w lewo, w prawo, filanców nie ma - jazda! Panie śmieją się serdecznie i machają do nas gdy w euforii pohukując jak indianie pędzimy w pięknym puchu z Beskidu. Ech, to była chyba najlepsza jazda w tym roku ;)
Śmiejemy się z Kwaśnym do siebie jak wariaci, kleimy foki i pędzimy po raz kolejny na Kasprowy do czekającego na nas Tomusia.  
Skituring to nie tylko zjazdy - o czym mamy zamiar przekonać naszego kolegę.  W planie mamy dojście granią na Suchy Wierch Kondracki i zjazd do Dol. Kondratowej. Po drodze zparzyjaźniamy się ze spotkanym na Pośrednim TOPR-owcem. Piotr ma w planie dokładnie taki sam spacer jak my; z tym że idzie bez nart. Po jakimś czasie niestety staje się jasne, że szybko zapadający zmierzch zaskoczy nas gdzies po drodze. Tomuś wymęczył się okrutnie zjeżdżając w głębokim śniegu i brnie granią w stronę Kondratowej bez szczególnego entuzjazmu... Dochodzimy do Suchego, Piotr pędzi na dół, my czekamy na Tomka, który dochodzi do nas na szczęście przed naszym całkowitym wychłodzeniem. Szybko wskakujemy w narty i zaczynamy zjazd do Kondratowej. Śnieg jest sakramencko niefajny; ciężki, zapadający się, wytrącający z równowagi... Dość powiedzieć, że zaliczamy z Kwaśnym kilka gleb i do Kondratowej dojeżdżam wymięty jak rzadko kiedy. Tomek odpina narty i schodzi na nogach. Przy schronisku łyk herbaty i w całkowitych już ciemnościach zjeżdżamy w dół Dol. Kondratową. Okazuje się, że latarkę ma tylko Kwaśny... Jadąc w ciemności przez las wjeżdżam w jakieś korzonki, wypina mi lewą nartę, a prawa staje w poprzek wykręcając m kolano... Wyję z bólu, chłopaki pomagają się pozbierać i z zaciśnietymi zębami dojeżdżam do Kuźnic. No tak, miesiąc z wszelkiej aktywności ruchowej wyjęty... Trzy miesiące później gdy odwiedzam ortopedę z uszkodzonym palcem okaże się, że to naderwane wiązadło krzyżowe...

kilka fotek:

Kasprowy zaskakuje nas śniegiem i piękna pogodą


wyciągi nie działają, ludzi brak, jesteśmy jedynymi narciarzami...


świeży śnieg, pierwszy ślad, piękna pogoda - czego chcieć więcej?




z ochotą podchodzimy ponownie...


...w pięknych okolicznościach przyrody...


...i z jeszcze większą ochotą ponownie zjeżdżamy...



wszystkie ślady nasze :)


...i znów podejście...


...tym razem nie zjeżdżamy już tylko idziemy granią na Suchy Kondracki...


Tomuś poznaje uroki skituringu...


...a Kwaśny prze do przodu jak ratrak...


w towarzystwie Piotrka toprowca czas mija szybko; gawędzimy i odkrywamy wspólnych znajomych ;)


pod stopami rozłożysta Dolina Cicha - bardzo ją lubię


na Suchym Kondrackim czekamy na Tomusia i próbujemy nie zamarznąć



wreszcie w zapadających ciemnościach zjeżdżamy do Kondratowej


dla naszego kolegi pierwszy raz na skiturach okazał się dużym wyzwaniem...


...na pocieszenie dla Tomka muszę dodać, że warunki w Kondratowej rzeczywiście były bardzo ciężkie i sponiewierało mnie okrutnie, choć być może nie dałem tego po sobie poznać...
Na pierwszy tatrzańsko-skiturowy raz trasa była chyba trochę za trudna, co uświadomiliśmy sobie niestety ciut za późno, a  świadomość tą pogłębiłem w momencie skręcenia kolana.
Słowa Tomka "No dobra, to wszystko co chciałem wiedzieć - przerzucam się na skitury w Beskidach" świadczą chybo o tym, że nie sprawiliśmy się szczególnie jako nauczyciele i propagatorzy skituringu :)
Sorry Tomuś! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz