sobota, 13 lutego 2010

Kondratowa i Kasprowy na obie strony

Taka jakaś ta zima dziwna; co napada to zaraz stopnieje. IMiGW coś tam prognozuje optymistycznie-śniegowo, a tu halny i po zawodach... Akurat po którymś tam z rzędu kilkucentymetrowym opadzie uderzyliśmy w Tatry. Na tapecie nieśmiertelny Kaspruś i okolice - jedno z niewielu miejsc gdzie można pozjeżdżać w Tatrach.
W zacnym towarzystwie Mareckiego, Lochnessa i Bez-nart-nego zrobiliśmy niespieszną wycieczkę Dol. Kondratową, przebijając się później uczciwie na fokach na Kasprowy. Na szczyt trafiamy "na czuja" przy huraganowym wietrze i przy zerowej widoczności. Szczyt poznajemy po dzwonie, obserwatorium niewidoczne...
Zjazd w niezłych warunkach na Gąsienice, raz jeszcze do góry, Goryczkową w dół w kompletnej mgle i wycieczka kończy się w knajpie Kolibecka przy Rondzie...
Z wyjazdu zostało mi przekonanie, że "wszystkie drogi prowadzą na Kasprowy" i kilka fotek z Kondratowej, kiedy coś tam jeszcze było widać...

wygłupy w pustym schronisku...


...zaraz odlecę...


...Marecki zdaje się mówić; nie leć szalony!


...no dobra, to może Glen Plake?


podobno tylko kobiety lubią ozdoby; nieprawda - lodowe warkoczyki to jest to!


Trasa lajtowa, warunki ciężkie, tylko głupawka pchała nas do przodu. Jak psycha mocna, to i warunki nie straszne... Pzdr ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz