sobota, 6 lutego 2010

Wielka Racza - Wielki odwrót oraz Skrzyczne na ducha pocieszenie ;)

W bardzo bojowych nastrojach wybraliśmy się z Lochnessem, Mareckim i kolegą Muzykiem na poszukiwanie śniegu. Celem naszym miała być Wielka Racza, jednak po dojechaniu na miejsce okazało się, że śniegu jest tam ledwo-ledwo. Aby ulżyć trochę potrzebie obcowania ze śniegiem znależliśmy co prawda ładnie wyżnieżoną polanę ale po kilku podejściach i zjazdach doszliśmy zgodnie do wniosku, że takie to małe jakieś i w sumie nie takie fajne...
Wiedząc, że śnieg bankowo jest w Szczyrku, w tym właśnie kierunku urządziliśmy odwrót. Okazało się to słuszną decyzją. Co prawda w Szczyrku ludzi mnóstwo ale wiemy, że po 16 gdy przestaną chodzić wyciągi, stoki w Szczyrku będą tylko nasze ;)
Pomagając sobie wyciągiem wjeżdżamy na Halę Skrzyczeńską, skąd już na fokach idziemy na Skrzyczne. W międzyczasie klaruje się piękna pogoda, trzyma tęgi mróz ale może właśnie dzięki niemu mamy nieprawdopodobną widoczność. Z grani Małe Skrzyczne-Skrzyczne mamy wspaniały widok na Pilsko, Babią Górę i Tatry w tle. Samo Skrzyczne opanowane przez paralotniarzy. Krążą wokół szczytu Skrzycznego niczym ćmy wokół świecy. Przez chwilę zastanawiam się, jakim cudem jeszcze nikt się nie zderzył... Pewnie oni, patrząc z góry na narciarzy myślą: jakim cudem oni są w stanie zjeżdżać nie zderzając się? ;) Coż, życie jest relatywne.
Ze Skrzycznego zjeżdżamy FIS-em, po czym zapinamy foki i zasuwamy FIS-em z powrotem w drugą stronę. Może i bez sensu ale my lubimy. Wyciągi w tym czasie pustoszeją, zaczyna się ściemniać. Różnicę 670m przewyższenia pokonujemy w 1'15''. Dochodzimy do schroniska. Odżywają stare wspomnienia; ostatni raz byłem tutaj w szkole podstawowej ze swoją harcerską drużyną...
W schronisku pyszna kolacja z grzanym piwem (dziś mogę - Lochness prowadzi) i w błogich nastrojach już po ciemku zabieramy się za zjazd. Na grani łapiemy się jeszcze na piękny widok; po prawej ręcę zachodzące słońce i leżący u stóp, rozświetlający się powoli Szczyrk, po prawej białe czapy Babiej i Pilska wynurzające się z ciemności, a powyżej rozgwieżdżone niebo... Jeszcze dziś mam w głowie uczucie wielkiej swobody i wolności jakie towarzyszyło mi podczas zjazdu trawersem ze Skrzycznego...
Teraz tylko szybki zjazd Bieńkulą z czołówkami (a właściwie jedną czołówką - moją - chłopakom sprzęt odmówił współpracy) i już jesteśmy przy samochodzie.

krótka fotorelacja:

na osuszenie łez śmigamy po ściernisku...


...szlifując zadziorne miny i narciarską technikę...



...pełną dynamiki i ekspresji, która jednak...


...czasem zawodzi, he, he


Zmiana miejscówki; idziemy trawersem w stronę Skrzycznego...


...którego szczyt opanowany jest przez glajciarzy. Może i są szaleni ale widoki mają przednie; Pilsko, Babia i Tatry zamykające horyzont...


drużyna - Lochness, ja, Marecki i Muzyk


Dzięki temu wyjazdowi znów przypomniałem sobie co lubię w nartach i górach: lubię pozatrasowość, lubię pozasezonowość, lubię trasy narciarskie po zamknięciu. Tak już mam. Pzdr ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz