Ale po kolei:
przysposabiamy przyjaciół (po raz pierwszy w życiu) w odpowiedni sprzęt i prezentujemy im dwie fazy skituringu: podejście (beeeeeee...) i zjazd (juuuuuuuhu!). Najpierw faza pierwsza - trzeba podejść Golgotą...
...z uśmiechem na twarzy, by nie dać poznać po sobie zmęczenia...
"pierwszaki" w górę radzą sobie świetnie
Kwaśny - leader w pracy, leader na podejściu...
...po dojściu na górę faza druga - trzeba zjechać. Tu już zaczynają się kłopoty i opresje...
...z których wyprowadza anielska ręka (w tym przypadku narta) samego szefa. Uwaga! Skręęęęęęęęcamy!
...i jest! Ufffff, jeszcze tylko jakieś 50 skrętów i będziemy na dole...
...a na dole czeka kolejna grupa i kolejne podejście - dobra okazja by śrubować czas podejścia...
...w aurze sprzyjającej zawodnikom
u góry pokaz skoków (tu Kwaśny ląduje po naprawdę pięknym skoku - uwierzcie mi ;)
szybki zjazd w dół - i za moment znowu w górę. Zabawa trwa tak do wieczora...
...kiedy to wszyscy już wiedzą o co chodzi w skituringu ;)
a integracja, jak to integracja i tak zawsze kończy się w karczmie...
...no bo jak inaczej wznieść toast za przyjaźń, góry i skituring?
Kalorie spalone, można ucztować
Pzdr ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz